Z Węgra nic nie zostało
"Wybuch zatrzymał marsz batalionu. Z Węgra nie znaleźliśmy nic. Został rozszarpany na kawałki. Naszemu radiotelegrafiście urwało szczękę. Strasznie broczył krwią i umarł po kilku minutach. Zginął również inny kolega. Sporo kolegów zostało rannych lub kontuzjowanych. Wśród nich także "Kord". Do końca życia nosił w twarzy ziarenka piasku, które się wtedy mu w nią wbiły. Mój kuzyn, który po wojnie mieszkał koło Wrocławia miał w prawym boku od kostki do ramienia wbite 140 odłamków, z którymi także żył aż do śmierci. Miny te założył, jak się szybko okazało patrol z oddziału sowieckiego pułkownika Iwanowa. Założył on je przeciwko Niemcom. Jego żołnierze ścięli też z obu stron drogi sosny, by zatarasować drogę dla niemieckich samolotów i czołgów. Nie była to jedyna niespodzianka, na którą się natknęliśmy.
Kawałek dalej sowiecki patrol ustawił cekaem, a Iwanow już podniósł rękę do góry, by jej machnięciem wydać rozkaz rozpoczęcia ognia. Na szczęście Iwanow był wykształcony w Moskwie, znał trochę język polski i zrozumiał, że ma przed sobą nie Niemców, ale Polaków i nie wydał komendy - ognia. Gdyby to zrobił, to z naszego batalionu pozostałyby tylko strzępy. Wykazał przytomność umysłu.
Gdy wkraczaliśmy do Smolar Rogowych, zobaczyliśmy przy drodze i na polach masę trupów. Sam się przeraziłem. Pytam się więc młodego podporucznika z oddziału Iwanowa - co to jest? - Ten tylko uśmiechnął się i powiedział - szkoda, żeście wczoraj nie przyszli. Wytłuklibyście tych, co nam uciekli. - A dużo wam uciekło?- pytam się i słyszę w odpowiedzi, że jakaś drużyna. Okazało się, że we wsi bazował duży oddział UPA, z którym m.in. i myśmy walczyli. Jak oddział Iwanowa liczący jakieś 700 osób zbliżył się do wioski, to upowcy przywitali ich ogniem i nie chcieli uciekać. Iwanow natychmiast rozwinął linie i mocno na nich natarł. Jego oddział składał się z zabijaków, co się zowie. Widziało się to na pierwszy rzut oka. Jak ruszyli do ataku, to zaledwie kilkunastu upowców zdołało ujść z życiem. Cała reszta została wybita do nogi. W Smolarach Rogowych zatrzymaliśmy się na nocleg, pochowaliśmy kolegów i opatrzyliśmy rannych. Następną noc spędziliśmy w Choladynie. Tam też jeden z naszych plutonów rozbroił węgierski patrol, przeprowadzając to bardzo sprawnie. Błyskawicznie się z nim zawinęli.
"Kord" był wściekły
Pan Władysław opowiada swoje wojenne dzieje z niezwykłą precyzją. Widać, że mocno wryły się w jego pamięć. Trudno się temu dziwić. Człowiek ocierający się o śmierć każdego dnia żyje na najwyższym stresie. Ówczesna sytuacja, w jakiej znalazła się dywizja nie pozwalała niestety na wypoczynek. Batalion "Korda" dostał szybko kolejne zadanie, - Dywizja poszła w kierunku północno-wschodnim, a nasz batalion otrzymał zadanie spenetrowania terenu wzdłuż Bugu - kontynuuje Władysław Tołysz. –
Fragment artykułu Marka A. Koprowskiego „Poślę ich wszystkich do piekła ”
Za: Kresy.pl