**Drukuj**
**Kategoria: Samoobrona**
**Odsłony: 8439**

Pańska Dolina była w okresie  międzywojennym polską wsią leżącą nieco na południe od traktu Łuck ? Młynów ? Dubno. Na jej obrzeżach mieszkało sześć rodzin ukraińskich. Cztery z nich w czasie tragicznych wydarzeń lat 1943/1944 sprzyjały nacjonalistom z OUN-UPA , dwie były przychylne Polakom. Pamiętam nazwisko jednej z tych przyjaznych ? nazywali się Grabowscy.

 

Dzieciństwo na Wołyniu zapamiętałam jako świat sielski, chociaż trudny i surowy. Nie było przecież pralek, lodówek, telewizorów, komputerów, a radio stanowiło zwiastun cywilizacji technicznej. Ale rodziny wołyńskie słynęły ze staropolskiej gościnności, z zachowania świątecznych obyczajów, z roztropności i dobrego gospodarowania. Był to region wieloetniczny :wśród moich  koleżanek z wczesnych czasów szkolnych były Polki i Ukrainki, Czeszki i Żydówki. Z perspektywy dziecka pamiętam też raczej harmonię niż konflikty.

Placówka

Placówka ?Pańska Dolina? ? po pierwszych napadach ? została usytuowana na wybudowaniu Dąbrowa w trzech dużych gospodarstwach: Piotrowskich, Baranowskich i Kozłowskich ( moich dziadków ze strony mamy) Jej dowódcą został Albert Kozłowski (mój wujek) ? pseudonim ?Jastrząb?. Załogi placówek działały w ramach Armii Krajowej. Były dobrze zorganizowane . Żołnierze kontrolowali tereny wokół placówki i może dlatego w naszej okolicy było niewiele masowych mordów. Ginęli jednak ci, którzy wyruszali poza placówkę bez ochrony. Tak było na przykład w przypadku naszego krewnego Franciszka Rakowskiego i jego syna Edwarda ? wówczas trzynastoletniego chłopca. Dziecko zasztyletowano u stóp ojca, który też został bestialsko zamordowany. Ginęli też partyzanci biorący udział w walkach.

Spośród kilku ukraińskich napadów na Pańską Dolinę najlepiej pamiętam ten z 22 czerwca 1943 roku. Przewaga Ukraińców była przytłaczająca, byli wyposażeni w działo, a obrońców placówki pozostało niewielu, bo część z naszych wyjechała do miast, by zorganizować więcej broni i odwiedzić rodziny. Garstka tych, którzy zostali, dwoiła się i troiła, a w piwnicy kobiety i dzieci odmawiały różaniec ? i tak przez całą noc. Nad ranem wpadł do piwnicy jeden z obrońców po ostatnią skrzynkę amunicji i poprosił byśmy modlili się dalej ? już nie na kolanach, ale leżąc krzyżem. Modlitwa i walka okazały się skuteczne . Nasi chłopcy zwyciężyli, odparli napastników i zdobyli działo. Jeden z naszych zginął zabity w walce, a jeden  - ranny. Gdy myślę o tamtym dramatycznym epizodzie po latach, przypomina mi się sentencja paryskiego lekarza, doktora Racaniera, o modlitwie różańcowej: ?Różaniec jest sznurem, który pociąga dzwon alarmujący całe niebo?.

Ludzie konspiracji zdobywali broń różnymi sposobami, głównie od Niemców, płacąc złotem, bimbrem i żywnością. Było to niebezpieczne, ale największy problem wiązał się z dostarczaniem broni na placówki. Brałem udział w takim transporcie. Jechaliśmy kolumną furmanek. Nasz wóz zamykał szereg i właśnie w nim ukryta była broń i prasa konspiracyjna, zamaskowana sianem i kojcem z dwiema kozami. Zatrzymali nas Niemcy. Młodzi ludzie ? partyzanci ?tłumaczyli , że jedziemy na pole zebrać żniwa, a nadreprezentacja młodych mężczyzn wynika z tego, że stanowią oni ochronę przed Ukraińcami. Niemcy zarządzili jednak rewizję wszystkich wozów. Szukali nielegalnej broni. Przeszukiwali furmankę po furmance. Napięcie rosło. Tato i ja modliliśmy się gorączkowo, a ojcu wyrwało się westchnienie, że czeka nas za chwilę śmierć. Kiedy Niemcy zbliżali się do naszego wozu, ukryte pod sianem kozy podniosły straszny  hałas. Zmęczeni  już rewizją Niemcy, zaklęli i machnęli ręką. W ten sposób pojechaliśmy dalej, a ja miałem poczucie, że doświadczyłem cudownego ocalenia.

Wołyniacy  przeżyli w czasie drugiej wojny światowej trzy różne okupacje. Wyzwalały one nie tylko wrogość, ale i ludzką solidarność. Nawet w czasie ludobójstwa pamiętam pomoc świadczoną przez Polaków żydowskim rodzinom ? Żydzi ukrywani byli w stodołach, czasem w domach lub zamaskowanych kryjówkach. Na przykład w lesie moich dziadków wybudowano dwie ziemianki ? schrony, zamaskowane poszyciem leśnym. Dostarczaliśmy tam regularnie żywność. Tak w atmosferze tragedii Żydów i Polaków trwaliśmy do wkroczenia armii sowieckiej na nasze tereny.

 

Fragment wspomnień Genowefy Halkiewicz  opublikowane w ?Dzieci Kresów II? L. Kulińskiej

**Konsola diagnostyczna Joomla!**

**Sesja**

**Informacje o wydajności**

**Użycie pamięci**

**Zapytania do bazy danych**

**Pliki językowe z błędami**

**Wczytane pliki języka**

**Nieprzetłumaczone frazy języka**