**Drukuj**
**Kategoria: ROOT**
**Odsłony: 4042**

Akcja ?Burza? na Wołyniu nabierała impetu, 27 WDP AK rozpoczęła regularną wojnę z niemieckim okupantem. Jak zapamiętali to żołnierze tej dywizji można wyczytać w licznych wspomnieniach.

Józef Turowski "Ziuk": W połowie marcu 1944 roku dowództwo 27 WDP AK nawiązało łączność z dowództwem radzieckich wojsk frontowych rozpoczynających walki o Kowel.Podjęto współdziałanie na froncie walk, w wyniku którego bataliony polskie przy wsparciu artylerii radzieckiej opanowały stację kolejową i miasto Turzysk, stację kolejową i miasto Turopin oraz zaatakowały most kolejowy na Turii pod Owadnem. Zdecydowany odpór dano niemieckim działaniom pod Włodzimierzem Wołyńskim. Dalsze kontakty z wyższym dowództwem wojsk radzieckich uściśliło wzajemne współdziałanie ustalając zadania dla polskiej dywizji w walkach o Kowel, którego Niemcy uporczywie bronili. Wypełniając lukę jaką nie mogły zamknąć wojska radzieckie, sztab dywizji i zgrupowanie "Gromada" zostały przegrupowane z rejonu Zasmyk, Kupiczowa, Ossy pod Kowlem na płd. - wsch. od Lubomia. [1]

Olgierd Kowalski, ?Czarny?: Wojska sowieckie, które dotarły w okolice Kowla nie przedstawiały wielkiej wartości bojowej. Ich piechota w porównaniu z naszą dysponowała większą siłą ognia, ale duch bojowy był marny. Broni ciężkiej, na której wsparcie tak liczyliśmy prawie nie mieli. Z amunicją do dział i moździerzy też było krucho, a broni pancernej nie widzieliśmy w ogóle. Propozycję naszego dowództwa o nawiązaniu współpracy i na dodatek podporządkowania się im pod względem taktycznym praktycznie za nic, przyjęli chętnie. Żołnierze nasi byli pełni zapału i żądni walki. Sowieci wykorzystywali napraszających się sojuszników Anglii gdzie się tylko dało, by w końcu doprowadzić do tego, że Dywizja znalazła się w kotle. Żołnierz nasz walczył bo chciał i musiał, a zadaniem dowództwa było uzyskanie efektów przy minimalnych ofiarach. Czasami to się udawało. Zdobywaliśmy dla Sowietów Turzysk i Turopin. W akcji na Turzysk brałem udział. Przy pierwszym nocnym podejściu z nieznanych mi powodów odstąpiliśmy od szturmu, i dopiero przy drugim akcja rozwinęła się zgodnie z planem. Zasłonięci wysokim nasypem toru kolejowego podeszliśmy przez bagniste łąki. Sowieci rąbnęli dwa razy z działa. Zdecydowanym natarciem wdaliśmy się do miasteczka i po kilkunastu minutach opanowaliśmy dworzec kolejowy. Wszystkie oddziały wykonały swoje zadanie. Węgrzy wycofali się w kierunku Włodzimierza. Nie przeszkadzaliśmy im w tym, bowiem darzyliśmy Węgrów dużą sympatią uważając ich za cichych sprzymierzeńców. Sowietom nie podobało się to. Wypomnieli nam ten "błąd" w dość ostrej formie. W poczekalni dworcowej zastaliśmy starannie ułożone na podłodze węgierskie plecaki. Bój jeszcze nie skończył się, trudno więc było obciążać się tego typu zdobyczą, lub grzebać w plecaku, chociaż na pewno coś by się z nich przydało, np. zapasowa bielizna czy też tzw. żelazne porcje. Podobnie jak inni wziąłem hełm i pelerynę. Hełmy, bo chcieliśmy wyglądać jak prawdziwi żołnierze, a peleryny, bo często potrzebna osłona przed deszczem, a z dwóch połączonych można rozbić namiot. Wychodzimy przed dworzec na zbiórkę. Przed chwilą dotarła tu sowiecka piechota. Mamy okazję przyjrzeć się sobie z bliska. Widać wyraźnie, że są zabiedzieni, ale noszą już naramienniki i mają inne niż w 41 roku dystynkcje. Obok mnie, z niekłamanym podziwem przygląda się naszym chłopakom kobieta w wojskowym mundurze. "Nu i krasiwyje rebiatu" (Co za piękni chłopcy), cmoka z uznaniem. "Wsie takije udałyje" (wszyscy tacy urodziwi), dodaje z uznaniem. "Ja toże?"(Ja też?), pytam żartobliwie. "Toże, tolko czuć, czuć zamołodoj" (Też, tylko troszeczkę za młody), szczerzy do mnie zęby. Nie miałem czasu obrażać się. Odchodzimy. Zajęliśmy stanowiska wzdłuż torów. Niedaleko widzę, leży zabity żołnierz węgierski. Chłop kopie mu mogiłę. Podchodzę do niego. "Chyba nie pochowasz go w takich dobrach sukiennych spodniach, szkoda by było", mówię perfidnie. Chłop uważając to za przyzwolenie, ściąga zabitemu spodnie. "Pokaż, chyba miałem rację. Dobre spodnie", mówię całkiem szczerze, zabierając je bezceremonialnie. Moje, po paromiesięcznej tułaczce rozłaziły się nie tylko w szwach. Te były sukienne mocne, ale zawszone. Niebawem wyruszyliśmy z powrotem na bazę. Objuczeni trofeami, taszczyliśmy zdobytą rusznicę ppanc. Jakieś skrzynki z amunicją, niektórzy dźwigali zdobyczne plecaki. W najbliższej wiosce zastaliśmy sowieckich żołnierzy. Por. "Gabriel" zarządził wzięcie "podwody" (usługa transportowa tj. koń, wóz, furman). Każda armia praktykowała ten proceder. Po przebyciu iluś tam kilometrów "podwoda" wracała od domu. Ukraiński chłop wyznaczony do tego, korzystając z obecności oficera sowieckiego narobił rejwachu, że mu rabują wóz i konia, później, że go chcą zabić. Dzielnie pomagała mu w tym jego jazgotliwa żona. "Gabriel" tłumaczył coś grzecznie oficerowi. Żołnierze sowieccy nie wiadomo na czyją komendę okrążyli nas i zajęli bojowe pozycje. Krewki oficer w odpowiedzi na argumenty "Gabriela" uderzył go w twarz. Słowem nieprzyjemna awantura, która przy mniejszym opanowaniu ppor. "Gabriela" mogła zakończyć się przelewem krwi. W końcu konflikt załagodzono, chłop nas odwiózł i wrócił nietknięty. Mniej więcej w tym samym czasie kiedy zdobywaliśmy Turzysk do dyspozycji por. "Gzymsa" oddano dosyć duże siły. Oprócz własnego, licznego batalionu pod jego komendą znalazła się warszawska kompania saperów, batalion "Jastrzębia" i nasza druga kompania pod dowództwem ppr."Remusa". Przed por. "Gzymsem" postawiono zadanie opanowania mostu kolejowego na rzece Turii między Turopinem a Owadnem. Most ten był strzeżony przez wojsko węgierskie ufortyfikowane w bunkrach po obydwu stronach rzeki. Przebieg wydarzeń znam z relacji mojego Brata Stefana ("Kota"). Przed natarciem poinformowano naszych chłopców, że zawarto z Węgrami porozumienie. Węgrom zależy na tym, żeby móc Niemcom uzasadnić opuszczenie bunkrów. Atak ma być więc pozorowany, nie należy strzelać do przeciwnika, oni też nie wyrządzą krzywdy atakującym. Podobno niespodziewanie obronę węgierską zasilili Niemcy. Węgrzy lojalnie uprzedzili ppr. "Gzymsa", że w tym układzie nie mogą dotrzymać umowy. Natomiast nasi żołnierze nic o tym nie wiedzieli. Nacierali dając baczenie, by strzelając przypadkiem nie trafić jakiegoś węgierskiego żołnierza. Wnet spostrzegli, zaskoczeni tym faktem że Węgrzy prowadzą celny ogień, że padają ranni i zabici. Uważając to za perfidny podstęp, ruszyli gwałtownie do ataku, zmuszając przeciwnika do opuszczenia bunkrów. [2]

Roman Domański, ?Sęp? : 19 marca przybył z kompani do naszej placówki goniec z rozkazem dołączenia do batalionu. Po dołączeniu maszerowaliśmy całą noc po rozmokłym śniegu z błotem i o świcie oznajmiono nam,że będziemy zdobywać Turzysk . Niemcy i Węgrzy  byli pod Kowlem. Major "Kowal"uzgodnił z dowództwem ruskim plan współdziałania w natarciu. Atakowaliśmy z regularnym wojskiem sowieckim i ruskimi partyzantami .Nasze bataliony musiały przejść  przez  rzekę Turję przez most kolejowy po konstrukcji metalowej,bo pomostu z desek nie było. Po przejęciu mostu poza miastem rozciągnęliśmy się w tyralierę i biegnąc pod górę weszliśmy do miasta .Ruskie wojsko wystrzeliło parę serii pocisków z moździerzy. W krótkim czasie opanowaliśmy dworzec kolejowy skąd Niemcy i Węgrzy uciekli w popłochu. Obok dworca za małą chatką Węgrzy zostawili niesprawne działko przeciwlotnicze , było bez zamka. Na dworcu na sali z łóżkami znalazłem karabin węgierski , który był uszkodzony. Naprawił go rusznikarz .Po około godziny batalion "Trzaski" i "Siwego" otrzymał rozkaz opuszczenia Turzyska.(?.)  Po wyjściu z Turzyska batalionu "Trzaski", otrzymaliśmy rozkaz przemieszczania się na zachód, cofając się przed postępującym na zachód frontem  białoruskim. Nasze dowództwo wielokrotnie porozumiewało się z dowództwem frontowych sił radzieckich, ale porozumienia kończyły się tylko na wykrętnych obiecankach ,nic konkretnego nie uzgodniono i nie otrzymaliśmy wsparcia w postaci broni ,jedynie czasem mogliśmy kupić żywność i to za dolary . [3]

Antoni Stępkowski, ?Halicz? : Dywizja nasza współpracowała z armią sowiecką i ramach tej współpracy utrzymywała pewien odcinek frontu. W końcu marca 1944 roku zostałem wysłany z pocztą za front do sztabu armii sowieckiej. Wziąłem sześciu chłopów na koniach i wyruszyliśmy na wschód. Jechałem na czele mojego oddziału, dosiadając, za namową kolegów, przepięknego ogiera. Chodziło o zrobienie wrażenia na sowietach. Jadąc lasem zatrzymaliśmy się na rozstajnych drogach nie wiedząc, w którą stronę skręcić. Z trudnością powstrzymywałem mojego ogiera, gdy z lasu wybiegł żołnierz sowiecki krzycząc ?zdjes miny?. Szczęśliwym trafem ominęliśmy pole minowe aż strach pomyśleć, co by się stało gdybyśmy pojechali dalej. Przedzierając się w kierunku linii frontu, dotarliśmy do opuszczonych zabudowań gospodarskich. Znajdował się tutaj sowiecki oficer, który ze stodoły obserwował przez lornetkę przedpole. Podwórze gospodarstwa pokryte było stosem trupów osłoniętych płaszczami a wokół leżało mnóstwo karabinów. W naszych oddziale partyzanckim nie mieliśmy za wiele broni, więc poprosiłem oficera aby pozwolił nam zabrać kilka karabinów. Pozwolił, więc każdy z nas zabrał po dwie sztuki broni i tak wyposażeni ruszyliśmy w dalszą drogę. Bez większych przeszkód dotarliśmy do wioski, w której stacjonował sztab sowiecki. Siedziba sztabu mieściła się w dwuizbowej chałupie wiejskiej. W pierwszej izbie znajdowała się centrala telefoniczna a w drugiej, ciemnej od dymu papierosowego, odbywała sie odprawa. Za długim stołem, obok wiszącej na ścianie mapy, siedziało kilkunastu oficerów zajętych ożywioną dyskusją. Zameldowałem się, wyjawiłem cel swojego przybycia i oddałem pocztę. Przyjęto nas gościnnie, nasze konie nakarmiono w stodole a nas zaprowadzono do stołówki. Po zjedzeniu obiadu zebraliśmy się sztabem siedząc na koniach. Wręczono mi pocztę oraz trzy nowiutkie automaty ?pepeszki?. Z chałupy zajmowanej przez sztab wyszło nas pożegnać kilku oficerów. Z wielkim zdziwieniem zauważyli, że każdy z nas ma po dwa sowieckie karabiny. Bezzwłocznie wyjaśniłem pochodzenie broni. Zabrano nam szczęśliwie pozyskane sowieckie karabiny, dając w zamian broń niemiecką. Trzeba wyjaśnić, że w tym czasie stosunek sowieckich oficerów do nas był bardzo życzliwy a chwilami nawet przyjazny.[4]

Jan Jakubiak, ?Klin?: Brałem  udział w bitwie przy zdobywaniu stacji kolejowej Turopin, przy której był przejazd łączący drogi z Ossy do Bielina. Załoga ufortyfikowanej stacji kolejowej i przejazdu w Turopinie oraz obrona niemiecka mostu kolejowego na rzece Turii pod Werbą, była mocno uzbrojona i dość liczna. Walki o stację kolejową trwały przez dwa dni. Ostatecznie, stacja Turopin została zdobyta, ale most kolejowy Niemcy utrzymali. Wtedy to, została wyłączona z usług Niemcom linia kolejowa Kowel ? Włodzimierz Wołyński. Stało się to faktem, gdy nasze oddziały zdobyły dwie ważne stacje: Turzysk oraz Turopin ?Bobły. Na tym odcinku zostały częściowo rozebrane tory i urządzenia kolejowe, a była to już linia przyfrontowa. Był to czas naszej działalności, naszej realizacji na Kresach, na Wołyniu Akcji ?Burza?. Opanowywanie Kraju przez nasze wojsko i administrację cywilną, jeszcze przed nadejściem frontu wschodniego. Zadanie to zrealizowaliśmy dobrze, oto wolne były od Niemców i działań UPA południowo ? zachodnia część pow. Kowel, południowa część pow. Luboml i północno ? zachodnia część pow. Włodzimierz Wołyński. Batalion ?Gzymsa? był zakwaterowany we wsiach Ossa i Rzewuszki (Riewuszki). Ja byłem z kwaterą w Rzewuszkach. W tym czasie patrol naszego zwiadu znalazł w lesie koło Wołczaka dwa dzwony kościelne. Po dokładnych oględzinach rozpoznałem, że są to dzwony z Kościoła w Swojczowie ? dzwon duży odlany w latach 30 ? tych i dzwon średni. Do czasu przekwaterowania oddziału z Rzewuszek, dzwony stały przy dowództwie I Kompanii. Przed przekwaterowaniem, zapadła decyzja o zabezpieczeniu dzwonów przez zakopanie w ziemi. W zabezpieczeniu, zakopaniu i zamaskowaniu miejsca, brałem udział. Myślę, że te dzwony tam jeszcze leżą. [5]

Kazimiera Błaszczak-Lewenda, ?KICIA?; W tym zimowym okresie nasze oddziały wzięły do  niewoli grupę Niemców  -  w tym siedmiu rannych. Położono ich w zasmyckim szpitalu i opatrzono . Najbardziej pamiętam  starego mężczyznę w beznadziejnym stanie ( gangrena) , któremu zmieniałam opatrunek a on  z wdzięcznością głaskał mnie po rękach mówiąc , że   ma taką córkę jak ja i że wojna jest niedobra. W marcu pod dowództwem dr. ?Sępa" z Zasmyk wyrusza tabor sanitarny w wyprawie na  Turzysk . Ukryci w gąszczach leśnych czekamy na rozwój wypadków i wtedy rozrywa się pocisk i doznaję kontuzji głowy . Zabierają  mnie do Kupiczowa . Dr. ?Osiemnastka" otoczył  mnie troskliwą opieką, ale po trzech dniach wracam do Zasmyk , do swoich chorych. Kiedy zapadła decyzja , że oddziały partyzanckie z powodu przybliżenia się frontu przesuną się na zachód , szpital i tabory podążą za oddziałami . Ciężko ranni zostali w szpitalu w Kupiczowie , lżej z nadzieją na wyzdrowienie ulokowano na zwykłych wozach wyłożonych słomą i tak podążaliśmy za oddziałami. Jechaliśmy nocą, zatrzymując się na przygotowanych postojach. Ciężki był przemarsz wołyńskimi drogami . Był to początek wiosny , deszcz , śnieg , zawierucha i błoto po kolana. W okresie tym oddziały partyzanckie 27 Dywizji Wołyńskiej staczały coraz częstsze walki z Niemcami. Rannych przybywało . Tabor się powiększał . Na postojach były coraz gorsze warunki z zakwaterowaniem i wyżywieniem . Ranni leżeli wprost na podłodze na słomie przykrytej derką .Coraz trudniej było z lekami .[6] CDN.

1] Tekst zaczerpnięty z broszury ?27 Wołyńska Dywizja Piechoty Armii Krajowej ? Skrót działań? wydanej z okazji XXV Zjazdu Żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej w dniach 29- 30-31 VIII 2005 r. w opracowaniu Józefa Turowskiego "Ziuka". Warszawa 2005.

2] Fragment wspomnień  : Olgierda Kowalskigo :? Wspomnienia grudzień 1943 - maj 1945  Część I?

3]  Fragment wspomnień: Romana Domańskiego z Batalionu por. "Trzaski"- ?Akcja "Burza"-krwawe walki 27 WDP AK na Wołyniu. O wolność i niepodległość Polski na Wołyniu, Polesiu i Lubelszczyźnie?.

4] Fragment wspomnień; Antoniego  Stępkowskiego :Nasze Połoniny -[Nr 2/78] Moje wspomnienia z walk o wolność Polski

5] Fragment : ?WSPOMNIENIA JANA JAKUBIAK   Z KOLONII HIRKI, GM. TURZYSK, POW. KOWEL NA WOŁYNIU 1939 ? 1944? spisane  i opracowane przez  : Sławomira Tomasza Rocha

6] Fragment wspomnień ; Kazimiery Błaszczak-Lewendy  ps ?Kicia" Olsztyn 1999 r.

http://smok.hostil.pl/img/Lewenda/wspomnienia/album/Wspomnienia%20sanitariuszki2/KKE%203621.pdf

**Konsola diagnostyczna Joomla!**

**Sesja**

**Informacje o wydajności**

**Użycie pamięci**

**Zapytania do bazy danych**

**Pliki językowe z błędami**

**Wczytane pliki języka**

**Nieprzetłumaczone frazy języka**