**Drukuj**
**Kategoria: Konspiracja**
**Odsłony: 8593**

Urodziłem się we wsi Miłostów pod Równem na Wołyniu. Metryka urodzenia wypisana była w kościele parafialnym w Płonce pow. Krasnystaw,  wsi rodzinnej rodu Domańskich. Wszystkie moje młode lata spędziłem na Wołyniu w Miłostowie, Bogdaszewie pod Zdołbunowem w Międzyrzeczu koło Korca i w Kowlu. We wrześniu 1939 roku mieszkałem w Kowlu na Wołyniu przy ul. Łuckiej. Ósmego września o świcie nadleciały bombowce niemieckie zrzuciły bomby na przedmieścia  Kowla wzdłuż torów kolejowych a jedna bomba trafiła w dom mieszkalny, w którym zginęła matka z córką.

Pogrzeb tych ofiar odbył się  z udziałem setek mieszkańców Kowla. Po kilku dniach ponownie nastąpił nalot bombowców, które dokonały ogromnych szkód.  Jedna z bomb eksplodowała przed wejściem do tunelu, który prowadził do budynku dworcowego. Wybuch miał miejsce przy masywnych dwuskrzydłowych drzwiach. Podmuch wybuchu był tak silny, że wyrwane drzwi  tunelu zabijały ludzi  o ściany tunelu. Zginęło wówczas ponad stu uciekinierów z zachodniej Polski, którzy pochowani zostali na cmentarzu kowelskim. Rannych zawieziono do szpitala powiatowego w Kowlu. Wojska niemieckie znajdowały się po zachodniej stronie Bugu.17 września pojawiły się eskadry samolotów sowieckich a 18-stego września o świcie na przedmieście Kowla wkroczyły wojska sowieckie, przy wsparciu wozów pancernych i czołgów. Po drugiej stronie ulicy, obo mego domu na rozległym trawniku obozowała kompania wojska polskiego. Oficerowie tej kompanii widząc zbliżających się żołnierzy sowieckich uciekli przez drogę do naszego domu. Ojciec mój co miał z odzieży cywilnej dał czterem oficerom do przebrania. Ja z moim bratem Mieczysławem znosiłem porzuconą broń przez polskich żołnierzy, i chowaliśmy ją  na strychu. Z ciekawości wyjrzałem przez  balkon i zobaczyłem ruskich żołnierzy przyczajonych pod murkiem wjazdu do szpitala, którzy krzyczeli do polskich żołnierzy żeby rzucali broń. Wtedy postanowiłem z bratem strzelać do nich. Wyjęliśmy ze strychu karabiny, które położyliśmy na stół. Otworzyłem drzwi od balkonu i w tym momencie wszedł do pokoju przebierający się oficer,  gdy zobaczył co my robimy-  krzyknął "gówniarze co wy robicie chcecie żeby nas wszystkich ruscy wybili" i odebrał nam broń, dzięki czemu wszyscy domownicy uniknęli śmierci. Całe miasto zostało opanowane przez wojsko sowieckie. Po wyjściu na miasto zobaczyłem jak wygląda wojsko radzieckie-  był to obraz brzydoty i nędzy, płaszcze mieli postrzępione u dołu nie obszyte .Przechodzący ulicą oddział żołnierzy pozostawiał po sobie niemiły zapach diohtiu, którym "bojcy" smarowali zwinięte w harmonijkę cholewy butów. Na ulicach roiło się od młodych Żydów z czerwonymi opaskami na rękawach jako milicja porządkowa. Kawaleria jechała na koniach na oklep,  bez siodeł-  tylko podścielone były szare brudne koce, nie mieli butów z ostrogami jak nasza kawaleria - wyglądali jak stepowe dzikusy na stepowych koniach. Zaczął się bardzo dokuczliwy kryzys żywnościowy. Żydowskie sklepy były pozamykane, trzeba było po chleb stać całą noc w piekarni bo zabrakło chleba. Zaczęły się aresztowania ,więzienie szybko było  napełnione. Żydowska i ukraińska milicja wyłapywała resztki ukrywających się żołnierzy polskich .Często się zdarzało, że złapanego bezbronnego żołnierza natychmiast rozstrzeliwano. W październiku na bocznicach kolejowych zatrzymały się transporty kolejowe z  żołnierzami jadącymi za Bug na tereny zajęte przez Niemców. Siedzący w wagonach towarowych żołnierze polscy byli głodni. Moi rodzice przygotowali żywność, a ja tą żywność w wiadrach donosiłem do wagonów. Nie było to łatwe bo strażnicy sowieccy nie pozwalali na podawanie żywności, ale mnie udawało się sprytnie poza ich plecami podawać wiadra do wyciągniętych rąk głodnych żołnierzy. "Bojcy" grozili mi, że będą strzelać i kierowali w moim kierunku  karabiny ze spiczastym bagnetem .W naszym kilkunastopokojowym domu, chwilowo mieszkali uciekinierzy -żony oficerów z dziećmi i był też uciekinier z pod Poznania Baron Pętkowski z ojcem staruszkiem z żoną z dziećmi. Baron Pętkowski wiózł w transporcie kolejowym  majątek ,ruchome mienie ,drogie naczynia i inne sprzęty domowe. Wszystko to musiał zostawić w wagonie, bo transport z cywilami został ostrzelany przez ruskie wojsko z czołgów i wielu uciekinierów zginęło. Zabici cywile zostali przewiezieni na wozach konnych do kostnicy przy szpitalu. Z braku miejsca ,trupy kładziono jeden na drugim aż pod sufit. Chodnik od drogi do kostnicy zalany został grubą warstwą skrzepłej krwi. W lutym 1940 roku przy  czterdziestu dwu stopniowym mrozie NKWD  zorganizowało wywózkę Polaków na Sybir. Wywózkę zaczęto od inteligencji polskiej, osadników wojskowych, policji i bogatych gospodarzy. Wagony do których zwożono Polaków z rodzinami, stały na rampie obok dworca kolejowego. Wagony miały wysoko umieszczone małe zakratowane okienka. Zwózka ludzi trwała dwa dni, do wagonów nocą dowożono ciężarowymi samochodami . Do tego transportu też przynosiłem suchy prowiant   i też sprytnie udawało mi się podawać żywność przez zakratowane  okienko. Jakoś udawało mi się dotrzeć do wagonów pomimo, że "bojcy" grozili mi że będą strzelać, ale widocznie mieli trochę serca nie wykonując tej groźby. Okupant sowiecki pootwierał szkoły i ja zapisałem się do tak zwanej dziesięciolatek, którą ukończyłem we wrześniu 1940 roku. Podczas okupacji sowieckiej dość często kontaktował się z moim ojcem Władysław Czermiński też nauczyciel  jak mój ojciec, bardzo się ze sobą przyjaźnili .W tym też czasie pan Czermiński organizował ruch oporu pod nazwą Związek Obrony Wołynia. Pomimo młodego wieku przystąpiłem do tej organizacji. Działalność była bardzo ryzykowna i trudna ze względu na doskonałą współpracę . NKWD z Żydami i Ukraińcami. 1940 roku władze miasta przymusowo zakwaterowały w naszym domu rodziny wojskowych w tym NKWD-zistę z matka w podeszłym wieku ,z która nawiązaliśmy przyjazny i serdeczny kontakt. Było nas czterech braci Emil, Stefan, Mieczysław i ja jako najmłodszy. Dla nas matka NKWD-zisty stała się "Babuszką",która opowiadała nam w sekrecie jaki straszny głód był w latach trzydziestych w Rosji. Ludzie z głodu jedli pokrzywę, koty, psy, szczury. Często zabijali i zjadali bezdomne dzieci , które organizowały  się w bandy w celu  zdobywania żywności i samoobrony.  "Babuszka" często po kryjomu słodziła nam w garnku gorzką kawę cukrem, czasem do gotującej się zupy wrzucała mięso, które w czasie kryzysu dla nas było prawie nieosiągalne. Pewnego dnia przekazała nam wiadomość, że jesteśmy na liście do wywiezienia  na Sybir i w dniu 22 czerwca 1941  roku były dla nas podstawione wagony towarowe na rampie przy dworcu .O świcie tego dnia Niemcy znienacka  uderzyli na Rosję bez wypowiedzenia wojny i transportem podstawionym na wywózkę na Sybir w panicznym pośpiechu uciekało NKWD i służący im Żydzi i Ukraińcy. Zanim reżym sowiecki opuścił Kowel, oddział sowieckiej artylerii po wyjściu wojska okopał się za Kowlem i pociskami z dział artylerii zniszczył część dzielnicy żydowskiej ,całkowicie niszcząc domy. Wycofujące się wojsko wysadziło w powietrze magazyny amunicji, które wybuchały przez cała dobę. Spalono dwa potężne 72- tonowe czołgi ,magazyny z potężnym zapasem cukru i soli, roztopiony cukier płynął ulicą. Po trzech dniach do Kowla wkroczyli Niemcy jadący na motocyklach. Zaczęła się nowa okupacja- władze objęli Niemcy i Ukraińcy. Pojawiły się ogłoszenia ,że pod karą śmierci należy natychmiast zdać Niemcom odbiorniki radiowe .Tragedia  Żydów zaczęła się na początku 1943 roku .Wszyscy Żydzi zostali wysiedleni do utworzonego getta w śródmieściu Kowla. W gettcie systematycznie ładowano Żydów na samochody ciężarowe i wywożono ich poza miasto na teren cegielni " Górce", gdzie w dołach po wykopach gliny do cegielni, rozstrzeliwano ich , a trupy zasypywano ziemią i wapnem. Rozstrzeliwania Żydów dokonała milicja ukraińska pod nadzorem gestapo. W Wielki Piątek idąc do kościoła zostałem aresztowany przez gestapo i osadzony w ciężkim obozie pracy, który mieścił się w dawnych magazynach młyna przy ul. Łuckiej. Obóz liczył około stu więźniarek i sto pięćdziesiąt więźniów. Praca w obozie była ponad moje siły. Pilnowała nas straż ukraińska pod nadzorem  gestapo ,pracę wykonywaliśmy na dużym kolejowym składzie węgla, gdzie w ciągu czterech godzin dwóch więźniów musiało wyładować czternaście ton węgla z wagonu szuflami. Kto nie wytrzymał tempa pracy był bity do utraty przytomności "bykowcem" przez kolejowego esesmana. Po paru tygodniach mego pobytu w obozie, w dniu 16maja Gestapo przystąpiło do likwidacji obozu poprzez rozstrzeliwanie więźniów. Ja miałem pryczę na górze przy poddaszu, które było wokół obite deskami pionowo do dachu tak, że po wyjęciu gwoździ  i uchyleniu desek można było tam się schować . O tym pomyślałem wcześniej zanim nadszedł dzień rozstrzeliwania więźniów. Obok mnie spał bardzo inteligentny ruski chłopak uciekinier z transportu do Niemiec na roboty. Miał na imię Sasza. Kiedy wyganiano nas na dół po schodach powstał taki bałagan ,że udało się nam wejść do skrytki uchylając deski do środka poddasza. Wtedy miałem świadomość i przeczucie  śmiertelnego  zagrożenia. Cały czas słychać było krzyki ukraińskiej milicji i strzelaninę z karabinów maszynowych. Szczęśliwie doczekaliśmy nocy. Ucichła strzelanina i przeraźliwe krzyki mordujących i mordowanych więźniów, wtedy wyszliśmy z ukrycia do środka celi po koce ,następnie wyjęliśmy kilka dachówek i powstał otwór przez który wyszliśmy na dach i przy pomocy powiązanych ze sobą koców zeszliśmy na dół poza ogrodzenie obozu. Pod osłoną  nocy dostaliśmy się do domu, który stał  na tej samej ulicy Łuckiej. Z ogromną radością  witali nas moi rodzice, bo byli pewni, że ja już nie żyję. Po przyjściu do zdrowia nawiązałem kontakt z niemieckim kolejarzem - Polakiem ze Śląska i u niego kupowałem za carskie złote pięcio-rublówki  broń, automaty niemieckie i mauzery Zakupioną broń przekazywałem przez łączniczkę do Zasmyk do batalionu "Jastrzębia" ,którego dowódcą był por. Władysław Czermiński.  W porozumieniu z moim ojcem Władysław Czermiński "Jastrząb" ustalił, że w naszym domu zamieszka major "Kowal" - Jan Szatowski jako inspektor A.K. na okręg kowelski. W lipcu 1943-go roku ukraińskie bandy UPA rozpoczęły straszliwe akcje mordowania Polaków. Uzbrojone bandy UPA  ,oraz chłopi uzbrojeni w widły ,siekiery i noże mordowali całą ludność polską , rabując  wsie i osiedla ,paląc doszczętnie wszystkie zabudowania. Koło Kisielina gdzie spędzałem wakacje została wymordowana w większości nasza dalsza rodzina, która mieszkała tam w ramach  osadnictwa wojskowego. Straszne to były noce, wokół Kowla niebo krwawiło się od czerwonych łun, z dala  było słychać wycie zabłąkanych psów. W miasteczku Kisielinie podczas Mszy św. zbrodniarze UPA otoczyli kościół i Polaków ,którzy byli na zewnątrz kościoła zaczęli mordować. By nie zakrwawić świątecznych bluzek zbrodniarze zmuszali dziewczęta i kobiety do zdejmowania ich przed zabiciem, chcieli mieć czysty prezent dla swoich bab. Ci co byli wewnątrz kościoła zdążyli zamknąć drzwi wejściowe do kościoła. Bandyci nanieśli słomy pod drzwi i zapalili, a płomień który przedostawał się do wewnątrz kościoła mężczyźni   gasili moczem zebranym do naczyń .Wrzucono do kościoła przez okno dwa granaty ,które cudem zostały odrzucone na zewnątrz rażąc bandytów. Po ucieczce z obozu uzyskałem kenkartę- dowód tożsamości na inne nazwisko i podjąłem pracę w elektrowni kolejowej jako elektromonter. Montowałem i demontowałem generatory zasilania elektrycznego w parowozach , naprawiałem uszkodzenia i awarie sieci energetycznej na całym terenie kolejowym w Kowlu, miałem przepustkę na cały teren. Mój brat Mieczysław też pracował na kolei na stanowisku zwrotniczego, pełnił dyżur na stacji rozdzielczej. Nadarzyła nam się okazja bardzo ryzykownego zdobycia broni. Nadjechał transport niemieckiego wojska, które w pośpiechu wysiadało z wagonów i zajmowało kolejkę po suchy prowiant z pobliskiego baraku. Niemcy broń i bagaże zostawiali pod ścianą dworca bez opieki i to nas skusiło, że  krótkie karabiny schowaliśmy  pod płaszcze i natychmiast oddaliliśmy się od dworca .Zaułkami szczęśliwie dotarliśmy do domu. Więcej tego nie robiliśmy bo było to zbyt ryzykowne. Przyjaźniłem się z kolegą pochodzenia ruskiego, Fiedią Czernikiem. Miał on na tyle zaufania do mnie, że zaproponował mi ,żebym wziął udział  w zaminowaniu cysterny w magazynie kolejowym ,obok elektrowni . Tam pobierałem ropę do beczek dla elektrowni ,ja na tą propozycję zgodziłem się, minerem był ruski partyzant. Na drugi dzień gdy się ściemniło przeszliśmy dość wysoki masywny płot wykonany z podwałów szynowych.  Dostaliśmy się  do cysterny, ruski partyzant wyciągnął z torby minę ustawioną na czas i podwiesił ją pod cysternę. Do wybuchu mieliśmy 15 minut czasu więc opuściliśmy teren magazynu i na przełaj przez tory kolejowe oddaliliśmy się w bezpieczne dla nas miejsce. Po upływie 15-tu minut oślepił nas potężny błysk ognia i ogłuszający  huk eksplozji. Słup ognia sięgał wysokości około 50 metrów, po chwili czasu eksplodowały następne stojące obok cysterny. Za parę minut zawyły wojskowe syreny. Całą noc słychać było warkot samochodów i wrzask gaszących ogień .Na drugi dzień nie poszedłem do pracy w elektrowni ,bo bałem się, że mnie mogą aresztować. Mogłem spokojnie to uczynić, bo Niemcy nie znali mego prawdziwego nazwiska i adresu. Bardzo nerwowo przeżyłem tą akcję, a w zamian od Fiedi dostałem ruski automat "finkę" i dwa woreczki amunicji. Miałem kontakt z konspiracyjnymi dziewczynami, które pracowały w niemieckich  barakach wojskowych na przedmieściu drugiego Kowla, gdzie wojsko niemieckie jadąc na urlop odbywało kwarantannę, zmieniali mundury i przez parę dni odpoczywali. Broń Niemcy zdawali do magazynu a amunicję często zostawiali po kątach i pomieszczeniach baraku i pracownice sprzątając chowały ją i według porozumienia ze mną wyrzucały je za ogrodzenie drutów kolczastych w trawę i dzikie zarośla, a ja o zmierzchu wyszukiwałem po omacku nogami amunicję i chowałem ją pod czapką na głowie. Nieraz bywało, że przynosiłem do domu ponad sto naboi i odpowiednio uzbieraną ilość przekazywałem do samoobrony do Zasmyk. Amunicja w tym czasie była na wagę złota. Zdarzyło mi się, że idąc z amunicją do domu  na skróty przez tory, przechodziłem przez wagon z węglem, znalazłem leżący na węglu niemiecki karabin ,przytuliłem go ze szczęścia i ten skarb bez przeszkód przyniosłem do domu. Moim ulubionym "hobby" było zainteresowanie radiotechniką. Miałem kolegę syna folksdojcza Tadeusza Pomersbacha ,który naprawiał radia Niemcom i miał dużo części radiowych . Przy jego chwilowej nieobecności  po prostu kradłem potrzebne mi części, z których zmontowałem radio krótkofalowe i słuchałem Londynu. Słuchając wiadomości z Londynu notowałem ważniejsze wiadomości i na prymitywnym powielaczu robiłem ulotki, które przekazywałem łącznice "Grażynie", która często bywała u majora "Kowala" i mogłem jej te ulotki doręczać. Często pełniłem wartę podczas spotkań i naradach dowódców przybyłych na naradę w sprawie organizacyjnej naszej dywizji, była to warta ubezpieczająca w razie niebezpiecznego zagrożenia. Na zewnątrz domu ukryty był przewód ,którym w razie konieczności użycia uruchomiałem alarm wewnątrz domu. W wypadku zaistniałego zagrożenia osoby zagrożone mogły się skryć na strychu do którego były  ukryte drzwi za szafą, które po zamknięciu nie były widoczne. Mój ojciec powierzył mnie chowanie dużej metalowej kasety, w której była duża suma dolarów i małokalibrowy rewolwer. Do obecnej chwili posiadam  czarny metalowy krzyżyk mego brata Stefana - zakonnika Jezuity, który wcielony został w 1940 roku do sowieckiego wojska do Połtawy i do tej pory nic nie wiadomo gdzie zginął. Na ten krzyżyk przysięgali "Cichociemni", por. "Bratek" major "Kowal" moi rodzice ,bracia i ja . Ojciec mój był sekretarzem Inspektoratu 27 DW AK, wtajemniczony we wszystkie sprawy konspiracyjne. Przechowywanie dokumentów i kaset należało do mnie. Miałem schowek pod podłogą ,do którego musiałem czołgać się na kolanach i między dwoma ścianami chowałem pod podłogą.

 

Fragment :  Wspomnienia z czasów okupacji i po wojnie.   Romana Domański ego ps. "Sęp"

Z Batalionu por. "Trzaski"

**Konsola diagnostyczna Joomla!**

**Sesja**

**Informacje o wydajności**

**Użycie pamięci**

**Zapytania do bazy danych**

**Pliki językowe z błędami**

**Wczytane pliki języka**

**Nieprzetłumaczone frazy języka**